wprowadzam tytuł w tym miejscu

skoro tak wordpress mi każe zrobić…wymęczona upałem siedzę sobie w kuchni i właśnie do mnie dotarło,że za tydzień dokładnie o tej porze będę gdzieś w mieście carów, mieście o tyle razy zmienianej nazwie,że trochę trudno zdecydować się co i jak. Jadę do Rosji, a żeby było zabawniej to jadę tam przez Ukrainę – drobna ironia tanich lotów. Żeby było jeszcze ciekawiej jadę tam dzięki organizacji katolickiej z Niemiec…Nie wierzyłam, że się uda..ale jadę- lecę i zamierzam się tam dobrze bawić.
poza wszystkim co tam się może dziać, wiem, że jedną, a właściwe dwie rzeczy trzeba przywieźć są wręcz obowiązkowe – koszulka i czekoloda…z tym drugim może być problem w obliczu tropików, ale pierwsze czemu nie. tak Kiszczaku pamiętam…:))
Grupa wyjazdowa zupełnie się nie zna i wszyscy będą docierać do Rosji na własną rekę, głównie z zachodu Europy i to jak się zdaje niemiecko języcznego zachodu…będzie ciekawie, dostaliśmy szczegółowe intrukcje co mówić na granicy…lekkim dreszczykiem napełnie mnie myśl o wyprawie, ale już wiem, czuję pismo nosem, że będzie nieziemsko. Postaram się pomacać Aurorę i poszwędam się po Ermitażu.

w pracy…raczej nie pracujemy, bo w naszym piekarniku nie da się nic sensownego robić…nie wiem, kto był taki miły i komu dziękować za to,że w całym budynku poza naszym poddaszem jest przyjemny chłodek – klimatyzacja działa aż miło…a u nas piekarnik i wszystkie tropiki bez najmnijeszego powiewu razem wzięte. okna nie warto otwierać, bo zalewa na łomot z ulicy plus to super czyste powietrze podrasowane spalinami…zieleniejemy w tempie i wszystkie bóle głowy są nasze…

dyplomatorium dziwnym i szczęśliwym trafem już za nami, nie wiem jakim cudem, ale dyplomy udało się zrobić , do odebrania zostały jeszcze dwie sztuki. cześć i chwała dziewczynom ,że dały radę. próbujemy pracować na nowym, super genialnym programie do obsługi dziekanatu…nie wiem, kto go kupił i jak bardzo był wtedy pijany, ale niech mu ziemia lekką będzie…ale kiepsko nam to idzie i w sumie to chyba lepiej nie będzie…nikt chyba nie wie o co w tym chodzi…i nie chce wiedzieć. władze są przekonane ,że super program działa tylko my takie durne jesteśmy, bo nie umiemy z niego korzystać…no nie umiemy skoro genialnie zrobiono go po open office’a…nie patrząc, że przecież kurfa u nas wszystko na windowsie chodzi…zamiast to zmienić geniusze z działu IT po wielu błaganiach, jękach i wrzaskach stopniowo instalują nam ten open office…co nie zmienia faktu,że jak jedną rzecz ustawią dobrze sypie się kilka następnych…jakoś trudno wytłumaczyć to studentom potrzebującym zaświadczeń do kas pożyczkowych..wiec bawimy się w kopiuj-wklej…na co nie zawsze jest czas.

gdzieś po drodze udało mi się zawitać na jeden z filmowych wieczorów u Awatar i w głębokim skupieniu oglądaliśmy film Snowpiercer, o pociągu, który gna przez zamarznięty świat i jak to zwykle bywa, tyły pociągu przeprowadzły rewoltę i poszły do przodu…takie mordobicie w ciasnych przestrzeniach z Gandalfem w roli ideologicznego guru. po paru tygodniach udało mi się dotrzeć do kina – dwa zupełnie odmienne filmy – Jak wytresować smoka 2 – urocze, gorąco polecam;)) i Zacznijmy od nowa – reklamowane jako powtórka z genialnego Once…hmmm, i owszem przyjemne spędzenie czasu, niemal dokładnie powielone schematy dot. releacji osobistych z Once. a muzyka, muzyka świetna i chyba poszukam sobie płyty z soundtrackiem.

gorąco polecam….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.