kochana siostro, kochany bracie…

tak mówili do siebie ludzie spotkani i poznani na pielgrzymce do Wilna. była to jedna z tych wielu rzeczy, które ciągle się przewijają w pamięci i powodują,że na twarzy pojawia się usmiech. można powiedzieć,że trafiłam tam pomiedzy weteranów najrozmaitszych pielgrzymek, i nie nie mówię tego z ironią, czy sarkazmem, tylko z pełną zdziwienia zadumą.
dla kogoś takiego jak ja, dla kogo sprawy wiary już dawno odsunęły się na boczny tor zetknięcie z ekipą pielgrzymkową było zadziwiająco odświeżającym i miłym doświadczeniem.

dziś opowiem o Loży pielgrzymkowej, którym to zaszczytnym mianem określano pierwsze kilka rzędów pielgrzymów idących za figurką.
ponieważ po paru próbach odnalezienie miejsca w grupie wylądowałam na przodzie, tak mi pasowało i było nieco dalej od nagłośnienia, ktore nieco trzeszczało. było tu ciszej i widać było coś więcej niż tylko plecy tych z przodu. po którymś przystanku zorientowałam się, ze ciągle są tam te same osoby, rzadko pojawia się ktoś z tyłu. a gdy próbował …nagle i w przedziwny , niemal nie zauważalny sposób znajdował się po kilku kilomettrach znowu z tyłu. płynnie i wręcz perfekcyjnie kilka osób sterowało ruchem na przedzie. teoretycznie można się było zgłaszać do niesienie figurki…ale w praktyce wyglądało to na wyścigi w stylu, kto pierwszy ten lepszy. na słowo porządkowego,że potrzebne osoby do zmiany zaczynał się nagły ruch i człowiek się orientował,że wokół niego pusto jest. osoby pozornie pogrążone w modlitwie z podziwu godną zręcznością i szybkoscią niosły już figurkę Matki Boskiej.
udała mi się ta sztuka nawet dwa razy…

inną ciekawostką są tzw konferencje, czyli rozważania w drodze głoszone przez jednego z księży idących z nami. niewątpliwie to dobry i ceniony przez ludzi człowiek, ale mnie osobę z boku zastanawiał czasem jego wręcz napastliwy stosunek do kwestii feminizmu, potępienie aborcji, potępienie invitro …to było takie nieprzyjemne, gdy w połowie kazania nagle ten jad, ta niechęć i brak tolerancji tłumaczony podażaniem ścieżką wiary. naprawdę nie wiem, czy bezkrytyczne podejście do spraw wiary jest dobrym podejściem. takie coś budzi bunt, budzi niechęć i dlatego coraz mniej ludzi w kościołach.

był też inny ksiądz, ksiądz z rodzaju , który określa się gatunkiem ginącym, właściwy człowiek na właściwym miejscu. wiara połączona  z humorem, ogromną życzliwością do ludzi i takim zwyczajnym ciepłem, które pociągało za sobą wszystkich do wspólnej modlitwy, czy zabawy przy muzyce z góralskim przytupem.

była też siostra Straszak, której przekomarzania z harcerzami stanowiły nieustanne źródło smiechow przebiegających przez grupę. rzecz jasna tak się nie nazywała, ale raz przekręcone nazwisko przyjęło się jako nick.

było, byli…
może będą cza rok.