wieczór z Cohenem? czemu nie?!

ciepły,zmysłowy głos i kołyszące rytmy otuliły kojącym parawanem

po raz kolejny czytam list od W i po raz kolejny komponuję swoją odpowiedź – znając siebie odpiszę w pracy, na kolanie pomiędzy kolejnymi klientami kupującymi okruchy szczęścia-biżuterię…

nietypowa chyba jestem,bo biżuteria jakoś nie stanowi dla mnie elementu niezbędnego do życia…podobnie jak ciuchy – moja garderoba jest hmm,dość ograniczona i jednostronnie ukierunkowana na wygodę…no dobra bieliznę Triumpha kocham i uwielbiam,ale to jedyny wyjątek w tejże kwestii…makijaż stanowi dla mnie czarną magię i szczerze mówiąc nie odróżniam pudru od różu:(((…

kiss my lips śpiewa Cohen

a jutro idę do fryzjera i ciekawe co z tego wyjdzie!!!

14 myśli w temacie “wieczór z Cohenem? czemu nie?!

  1. napisałaś tak jaby fryzjer przemieniał kogoś w coś 😉
    Mam nadzieję , ze „coś”, co wyjdzie będzie miłe dla oka. I nie tylko mojego, hmmmm

  2. Ja tam AZ tak dużej wagi do tego nie przywiazuje, ale makijaż drobny i wygodnie-ładne ciuchy to podstawa 😛

    :*

    Ale nie ma z Toba nic dziwnego nei martw sie 🙂

  3. a owszem efekt jest miły dla oka.wizytę u fryzjera traktuję jak miły relaks,a nowa fryzura to czasem rodzaj nowej mnie:))).

  4. Każda kobieta od czasu do czasu lubi coś w sobie zmienić. Ja poznałam co to makijaż i wcale nie jestem z tego zadowolona, bo to niszczy cere. To jest nałóg. Jak się zacznie, trzeba cały czas. Dobrze, że tego nie znasz…

  5. sprzedajesz biżuterię?
    hm.. Twoja praca musi być chyba „przefajna” 🙂
    a do fryzjera też się zamierzam wybrać, tylko zastanawiam się nad fryzurą 😉

    pozdrawiam, W.
    🙂

  6. Dla mnie też biżuteria nie jest niezbędna do życia, sama bym sobie nie kupiła.
    Ale jak dostaję od Niego, to jakoś zupełnie inna sprawa. mogłabym dostawać codziennie i nigdy dość 😉

  7. a pokażesz efekty owej wizyty u fryzjera?

    ja zawsze potem wpadam w euforie nieopisana
    zupelnie nie wiem dlaczego
    może dlatego, że fryzjerka jest z kosmosu a jej asystentka jest lesbijka…

  8. hmmm,efekty wizyty u fryzjera były widoczne jedynie do późnych godzin wieczornych tego samego dnia…następnego ranka zmyłam skorupkę utworzoną przez lakier,żel i inne kosmetyki…włosy się uwolniły i jak zwykle tworzą radosną szopę niczego nie przypominającą,no może są nieco krótsze:)))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.