gdzieś tam daleko

w domu remont w pełni, więc rezyduję na drugim końcu miasta w przestronnym mieszkaniu znajomego. sypialnię mam w pokoju elegancko urządzonym, gdzie wieczorem można się poczuć niczym na dyskotece, gdyż z lekka nawaliła elektryka i zdarza się, że w środku nocy lampa błyska światłem. nic to przywykłam. lepszym numerem było nie zwrócenie uwagi na pożar w sąsiedztwie…spłonęły baraki ekipy budującej blok obok…

( o rety idę zmienić radio Enrique śpiewa…}

w pracy sama rozkosz powiększona przez awarię monitora w służbowym kompie i z lekka nieprzyjemne komentarze szefostwa na różne tematy…w miniony piątek spędziłam bezproduktywnie kilka godzin na tzw.szkoleniu bhp dla pracowników administracyjnych…tja dawno tak nie zmarnowałam czasu, drzemki i czytanie gazet były na porządku dziennym. ale skoro trzeba to poszliśmy;))). jutro podobne szkolenie ma kadra kierownicza.

jak zwykle przed końcem roku akademickiego studenci nagle budzą się do życia i mam niespodziewane wizyty oraz prośby o cud zwany załatwieniem wpisu z tego, czy innego przedmiotu. nieważne, że przedmiot skończył się w poprzednim semestrze…ehhh, nie chcę o tym myśleć do jutra.

tymczasem idę dokonać agresji na przestronny lokal łazienką tu będący, będę się relaksować w stosach pachnącej piany.

far away

pisac za wiele nie chcę,by nie zapeszyc
nie przypisac słowom innego znaczenia niż mają.

nie lubię spadać ze zbyt wielkiej wysokości.

i tylko uśmiecham się
odbierając kolejne telefony
zbierając smsy i maile.

to taka miła odmiana
taka kojąca.