The Ballantine’s Gates pióra Wari z rodu Elohim i skromnej pomocy Vermutha De Balantine

Wąski wąwóz pomiędzy dolinami po raz kolejny wypełniały odgłosy bitwy i jęki konających humanoidów.Pierzasta śmerć spadała gęsto na zwarte szeregi orków i goblinów,lśniły krwawo bohaterskie ostrza. Pociski z balist ryły korytarze we wrażych szeregach. A gigant, gość wypasiony i pewien swej mocy musiał uznać mithrilową wyższość Wari, która celnym strzałem z wysoko leżącej półki zakończyła nagle jego karierę przybijając go do bramy fortyfikacji De Balantine’a.
Końca dobiegła także droga życiowa pajakowatego kapłana – naszpikowanego niczym jeż strzałami snajperów.
Śmiertelne żniwo zbierały również potężne zaklęcia kierowane na wrogów zza palisady przez maga, który przybył nie wiadomo skąd i dlaczego.
Zdesperowany wróg pchnął do ataku falę dzikich war troli, która jednak po przełamaniu 1szej lini umocnień spektakularnie nadziała się na głodne krwi kopie ciężkiej kawalerii Tridon i piki rodu Elohim. Po krótkiej, acz zażartej walce przerażone niedobitki wrogów rozpiechrzły się wśród górskich turni…

kwestie rodzinne

jak chcesz możemy Ciebie adopotować powiedziała dziś do mnie młodsza siostra mojej znajomej…rozwijając kwestię dodała skoro nasze zwierzęta Ciebie lubią i wesolutko się uśmiechnęła…no i wiesz,gdzie herbata jest…
w zasadzie to jej się nie dziwię,bo ile razy tam jestem to mały psi rudzielec Zuzią zwany tak długo patrzy na mnie błagalnym wzrokiem aż ją na spacer wezmę, a kot sprytna bestia ładuje mi się na kolana i po włączeniu mruczenia trenuje moją wytrzymałość na jego pazurki…
ja się tylko zastanawiam co ich mama na to powie?chyba mnie lubi skoro nie protestuje jak w jej kuchni urzęduję?

p.s a tak bardziej serio to ubiję mego brata znowu coś namieszał w kompie!!!coś włączył,inne wyłączył!!!aaaa!!!wyprowadzam się!!!do rudej Zuzi,drapiącego kota i cudzej kuchni!!!

is it a crime?

śpiewa cicho w tle Sade…
a za drzwiami pokoju rodzice wymieniają zwyczajową porcję grzeczności – lekko zgrzytając zębami podkręcam muzykę…
byle dalej…
znikam…
zatapiam się w kojących rytmach…

nie pozwolę im zepsuć tego dnia!!!

radośnie zaspana spóźniłam się na spotkanie, pomyliłam tramwaje – coś często mi się to ostatnio zdarza:))),przez ośnieżony świat biegłam do herbaciarni, gdzie czekała na mnie znajoma BESTIA z nową porcją Pratchetta
(ostatnio nadrabiam zaległości i namiętnie pochłaniam kolejne tomy opisujące Świat Dysku),zostałam nakarmiona orzeszkami i napojona aromatyczną herbatą z żurawinami,
wymieniono porcja wrażeń po kolejnej sesji rpg – jak zwykle dobre pomysły miewam po fakcie grrrr!!!

potem wypad do Empiku i mam!!! mam Focusa z „Prostą Historią” D.Lyncha na dvd, krótki przystanek przy półkach z fantastyką – wzrok starannie omijał ceny…podobnie było przy komiksach…

teraz szybko obiadek i uciekam z tego cyrku do miejsca,gdzie zwierzęta rządzą ludźmi, do miejsca ,gdzie poprostu jest dobrze i przyjaźnie.

w czasie, gdy Dendid stworzył wszytkie rzeczy,
stworzył słońce,
słońce rodzi się, umiera i przychodzi znowu,
stworzył księżyc,
księżyc rodzi się, umiera i przychodzi znowu,
stworzył gwiazdy,
gwiazdy rodzą się, umierają i przychodzą znowu,
stworzył człowieka,
człowiek rodzi się, umiera i już nie przychodzi.

dawna pieśń plemienia Dinka z Afryki

nie myśl walcz…( rangerka opowiada)

mruknęło coś w czeluściach umysłu rangerki…zabij gada dodało drugie coś…i rangerka poszła w tango…

przypuszczalnie nie spodziewała się jednak takiego zakończenia przechadzki po okolicznych dolinach.
po drodze zerknęła na zamek lodowego giganta,gdzie drużyna spotkała czarnego smoka.nie można tego zaliczyć do najmilszych wspomnień ,oj nie można…patrząc w tamtym kierunku skrzywiła się z lekkim niesmakiem i poszła dalej…odkrycie śladów kręcących się po okolicy huntarów nadało wypadowi specyficzny smaczek…zastnawiając się co też one tu robią dotarła do następnej doliny,gdzie zawarła bliższą znajomość z entem opiekującym się lasem,który kiedyś stanowił część Wielkiej Puszczy…czas naglił i rangerka ruszyła w drogę powrotną do zamku DeBallantine’a i przestało już być miło…najpierw natknęła się olbrzymi obóz rozbity wokół zamku giganta…nie wyglądało to za sympatycznie…wrażenie grozy pogłębiał dym unoszący się nad zamkiem…

nie jestem sir Andreusem by samej ruszać na tysiące pomyślała i wybrała bezpieczniejszą jej zdaniem drogę do domu…

okazało się jednak,że nie ma już bezpiecznych dróg do domu…i zaczęła się zabawa…nie ma to jak bawić się w kotka i myszkę z kilkoma zdecydowanie złymi wywernami(to takie przerośnięte jaszczurki jakby ktoś pytał!)…one próbowały dopaść rangerkę,a ta broniła się umykając pomiędzy kamienie na zoczu góry…w tym starciu to ona była lepsza…mozna powiedzieć,że lotnictwo wroga zostało w poważnym stopniu wyeliminowane…
Bogowie miejcie nas w opiece szepnęła spoglądając na obóz w dolinie poniżej…

wyvern.gif

wpis rocznicowy:)))

z uwagi na pierwszą rocznicę zaistnienia cynamonowej krainy Awari będąca nieco pod wpływem czynników rozmaitych (szampan na głodnego działa cuda…zwłaszcza,gdy jest się w pracy…) korzystając z lektury ciekawych czasopism przygotowała spis
pod wiele mówiącym tytułem:

14 powodów dla których warto się kochać…

1.namiętny masaż wygładza cerę
2.seks łagodzi ból,zapobiega przeziębieniom
3.amory potęgują i przyśpieszają zarost
4.orgazm opóźnia proces starzenia się
5.miłosne uniesienia wprowadzają w stan euforii
6.częste stosunki ujędrniają pośladki
7.słodkie igraszki nie pozwalają utyć
8.spełnienie seksualne uwalnia od lęków
9.regularne współżycie łagodzi stres
10.zbliżenia podnoszą sprawność intelektualną
11.podniecenie dodaje blasku włosom
12.pieszczoty wyostrzają refleks
13.ekstaza rozbudza wyobraźnię
14.namiętny kochanek ma lepszą karierę

specjalna dedykacja dla bohaterów love story z lanczatu sieciowego Pentexu…

zmieniając temat…

kim jestem? Aneta Batko
jestem tylko głupim ludkiem
w śmiesznym ubranku
z główką pełną dziwnych marzeń
osóbką,która mocno strzeże
swego człowieczeństwa
a jednak jestem…
kocham…
tęsknię…
czuję…

szkoda tylko,że większość z naszych marzeń i pragnień pozostaje tylko słowami…dlaczego,bo zwyczajnie się boimy spróbować…odchodzi się i zmienia zdanie w przysłowiowym ostatnim momencie…ucieka się przed czyjąś reakcją lub tym co według nas byłoby tą reakcją…dlaczego do cholery wszystko co piękne kończy się na słowach i dlaczego ja się nie umiem z tym pogodzić?!!

zimna wojna…

zimna wojna
pomiędzy
wszystkimi i wszystkim
trwa i trwać będzie…

parę dni temu było Święto Zmarłych,tradycyjny dzień w którym powinno się uczcić pamięć tych,którzy odeszli…tak powinniśmy…tylko dziwnym trafem zawsze tego dnia jak i w każde inne święto jaskrawiej widać wszelkie animozje pomiędzy rodziną,wychodzą na jaw najgorsze cechy charakteru…ale nie,żeby sobie ktoś powiedział coś wprost…to jest wręcz wzbronione…

miałam tego dnia prawdziwy teatr nienawiści i pogardy pomiędzy moimi rodzicami…ojciec nie zezwolił mamie na posprzątanie grobów swoich rodziców…wyrażając to w dość bezpośredni sposób…od słowa do słowa rozpętała się prawdziwa wojna…

zimna wojna nienawiści i pogardy

i tak jest ciągle
bez najmniejszej przerwy
o byle co
o wszystko i nic

i jeszcze mi się dziwią co niektórzy,że ja wobec takich wzorców nie planuję w swojej karierze zakładania rodziny.

kosheen_logo.gif

voodoo girl

Her skin is white cloth,
and she’s all sewn apart
and she has many colored pins
sticking out of her heart.

She has many different zombies
who are deeply in her trance.
She even has a zombie
who was originally from France.

But she knows she has a curse on her,
a curse she cannot win.
For if someone gets
too close to her,

the pins stick farther in.

sponsored by Tim Burton and my terrible mood….