czas jakiś temu radośnie uśmiechnięty Kiszczak wręczył mi książkę
marzenie, książkę legendę…nieosiągalny od lat, przedmiot wielu
polowań i licytacji z allegro. wreszcie mogłam przeczytać środkowy tom
Hyperiona Simmonsa.Połączenie opowieści o Władcy Bólu i jednoczesnego
oglądania House M.D zaowocowało wyjątkowo widowiskowym koszmarem
sennym…po korytarzach szpitalnych biegał Chyżwar odziany w lekarski
kitel…pamiętam,że zaraz po przebudzeniu zastanawiałam się, który to
by mógł być szpital, wyszło mi,że pasuje ten na gdańskiej Zaspie,
idealne miejsce do testowania poziomu bólu.
teraz jadę w góry, zabieram kolejny tom tej opowieści, połączę to z
historią kosmicznej bitwy o przetrwanie, gdzie jedną ze stron są
mordercze pająki traktujące zdobywane planety jako magazyny
żywnosciowe.
powinnam się pakować o czym przypomina mi właśnie siostra,
chyba ma rację.
stos wokół placaka, kot krążący pośród tego nieładu.
czas zacząć urlop.