mrok i zło

nie do końca załapałam o co dziś poszło, ale efekt jest taki,że siostra pożarła się z mamą…jakaś taka dziwna i niemrawa ta awantura była, bez krzyków w któych najwięcej energii się upuszcza, ale taka cicha , zacięta i pełna głęboko schowanego wkurwu. zazwyczaj to na mnie obie wsiadają i to ja najwięcej obrywam, ale dziwnym trafem dziś mnie to całkowicie ominęło z czego mocno się cieszę…
w końcu to siostra jest osobą, która bardziej z domem i mamą jest związana, wciągnęła ją w swoją ekipę rekonstrukcyjną i właściwie dobrze się dogadują…tyle,że do mamy nie dociera najwyraźniej, że od dawna nie mamy lat nastu….i próbuje kontrolować wszystko poczynając od godziny kiedy wstajemy w wolny dzień, a kiedy już się zwleczemy z wyrka okazuje się ,że ma plan….na całą resztę dnia dla nas…tym razem byłyśmy zakontraktowane na sprzątanie grobów…zmusiłam się do powolnego ubierania, ale siostra nagle powiedziała,że jedzie sama…ku mojej zresztą wielkiej uldze. widząc jej nastrój uznałam to za nader korzystną dla mnie okoliczność i poprostu wróciłam do ciepłego wyrka.

w zasadzie, gdy one dwie się pokłócą to w domu panuje niczym nie zmącona cisza, siedzą mniej lub bardziej nabzdyczone i starannie się omijają wzrokiem przez parę godzin lub dni.

no nic zobaczymy co teraz będzie…siostra właśnie wróciła ze sprzątania cmentarza.

zombie style

zmęczenie osiąga pułap krytyczny…w zasadzie nie mam siły na żadne nieco bardziej energiczne reakcje na cokolwiek…nie mam siły, tak zwyczajnie i poprostu kolejny nader uroczy początek roku akademickiego, gdzie nic nie działa jak trzeba, a obrywamy my. w związku z czym jest mi już dokładnie wszystko jedno…staram się tylko nie strzelić jakiegoś mega babola.

już nawet muzyka podczas drogi do i z pracy nie pomaga, idę..jadę śpiąc niczym rasowy zombi z dziekanatu. reszta dziewczyn wygląda nie lepiej…no może Pazurkowata bywa przytomna pod koniec dnia pracy, gdy na przysłowiowe 5 minut przed końcem wpada do nas i zadaje trudne pytania – typu..czy pamiętasz jak miał ten student naliczoną opłate??? sensownej odpowiedzi raczej się nie doczeka…musi wystarczyć rozpaczliwa prośba, że powtórzyła wszystko nastepnego dnia rano…

zdaje się ,że do pracy w naszym raju wraca urocza koleżanka, która zrobiła piekło z początku mojej pracy w dziekanacie…nie powiem,abym była łatwa i miła we współpracy…ale tego jak mnie ta osoba traktowała nie ma prawa oceniać nikt poza mną…wracają wspomnienia, gdy jej kumpele groziły mi publicznie po przeczytaniu blogowych notek o tej jakże sympatycznej osobie. uprzejmie poprosiłam kierowniczkę, aby trzymała ją możliwie z daleka ode mnie i zdaje się nadmieniłam, że będę jej pomagać dokładnie tak jak ona mnie pomagała…czyli prawie nic lub wcale. podobnież posiadanie dzieci nieco wyglądziło jej charakter…cóż…gdy byłyśmy z dala od siebie dawało się zachować pozory uprzejmości…nie wiem co będzie…nie chcę wiedzieć…

spokój…

na dobranoc takie coś ….pa.