nie do końca załapałam o co dziś poszło, ale efekt jest taki,że siostra pożarła się z mamą…jakaś taka dziwna i niemrawa ta awantura była, bez krzyków w któych najwięcej energii się upuszcza, ale taka cicha , zacięta i pełna głęboko schowanego wkurwu. zazwyczaj to na mnie obie wsiadają i to ja najwięcej obrywam, ale dziwnym trafem dziś mnie to całkowicie ominęło z czego mocno się cieszę…
w końcu to siostra jest osobą, która bardziej z domem i mamą jest związana, wciągnęła ją w swoją ekipę rekonstrukcyjną i właściwie dobrze się dogadują…tyle,że do mamy nie dociera najwyraźniej, że od dawna nie mamy lat nastu….i próbuje kontrolować wszystko poczynając od godziny kiedy wstajemy w wolny dzień, a kiedy już się zwleczemy z wyrka okazuje się ,że ma plan….na całą resztę dnia dla nas…tym razem byłyśmy zakontraktowane na sprzątanie grobów…zmusiłam się do powolnego ubierania, ale siostra nagle powiedziała,że jedzie sama…ku mojej zresztą wielkiej uldze. widząc jej nastrój uznałam to za nader korzystną dla mnie okoliczność i poprostu wróciłam do ciepłego wyrka.
w zasadzie, gdy one dwie się pokłócą to w domu panuje niczym nie zmącona cisza, siedzą mniej lub bardziej nabzdyczone i starannie się omijają wzrokiem przez parę godzin lub dni.
no nic zobaczymy co teraz będzie…siostra właśnie wróciła ze sprzątania cmentarza.