taaaaak!!!

i znowu jadę w góry, tym razem w Gorce. to chyba nadmiar szczęścia i
prezent od losu na urodziny. rezerwacja miejsca w schronisku na
Turbaczu dokonana i tylko dni odliczam.
rety jak się cieszę:)))

i z tej radości dedykuję wszystkim takie coś znalezione na blogu znajomego.

w istocie kolego…

zaiste był to fantastyczny wypad powiedział biskup Rzymu zerkając spod oka na swego wiernego bodyguarda, który był zginął przed chwilą śmiercią tragiczną. albowiem mieszkańcy bliżej nieokreślonego miasta uznali go za element niepożądany w swej bogopojnej społeczności…
dzielna grupa pod wezwaniem skonsolidowała się w pociągu jadącym na południe, więzy podtrzymywała solidarna walka o miejsca w przedziałach dla Agi i Szczepana, którzy dołączali na trasie. koniec końców uleglismy częściowo tłumowi i do ekipy dosiadły się dwie obce. do bardziej emocjonujących zdarzeń należałoby zaliczyć agresywne termosy, które napadają na ludzi w najmniej spodziewanym momencie.  nad ranem rozespana ekipa wylądowała w Zwardoniu i tradycyjnie skierowano się do sklepu. po uzupełnieniu płynów na słowackiej stronie ruszyliśmy do Koniakowa, gdzie przebojem miejscowych koronczarek są koronkowe stringi. niestety sklepy były zamkniete, więc nie sprawdziliśmy tego w praktyce. z Koniakowa przenieśliśmy na miejsce 1szego noclegu w Istebnej. schronisko świetne, tanie i sympatyczne.
właśnie tam pojawił się po raz pierwszy biskup Rzymu i świat poznał pewnego ekscentryka oraz podejrzanego mechanika o nazwisku DiGiovani. rozgryki pomiędzy nimi a sprawiedliwymi z miasta toczyły się przez cały wyjazd:))). rykoszetem oberwała niewinna dziwka oraz kilka innych osób, ale to szczegół. następnym razem się odegramy!!!
drugi dzień wycieczki część grupy rozpoczeła od wyprawy do kościoła, reszta dzielnie spała dalej…obudziło nas stanowcze wezwanie Pauliny, że może by tak kanapki porobić zanim wrócą ze mszy. po śniadanku ruszyliśmy dalej. plan przewidywał wejście na Baranią Górę i stamtąd przejście na Skrzyczne do schroniska. Zamierzenie zostało wykonane, do planu zasadniczego włączone zostało zwiedzanie muzeum turystyki górskiej pod Babią Górą oraz wejście na wieżę widokową, gdzie ponownie zaatakował termos. tym razem poszkodowany był wyłącznie agresor. na trasie złapał nas zmrok i mgła gęsta niczym mleko zabrała widoki. za oświetlenie służył blask księżyca – atmosfera jak na filmach grozy, ciemny las, skały wyłaniające się z mgły przed nosem…i rozdroże przed samych schroniskiem, którego nie polecamy chyba,że konieczność Was tam zaprowadzi. drogo, brudno i niesympatycznie.
do ekipy dołączyły dwie osoby i impreza urodzinowa kierownika wycieczki odbyła się zgodnie z planem.
droga powrotna przez Szczyrk na Szyndzielnię odbyła się bez problemów, wszyscy dotarli na miejsce. szkoda tylko,że tak szybko.
nikomu nie chciało się wracać.

alicja w krainie czarów

któregoś wieczoru wylądowałam na odległych rubieżach miasta, 
siedząc na kanapie i pogryzając prażynki słuchałam Alicji, która pełna
emocji opowiadała o wielu rzeczach, opisywała wiele sytuacji…było
naprawdę fajnie…gdzieś w kącie radio śpiewało głosem Leonarda Cohena,
opowiadała o kocie na którego czeka, o tej brzydszej połowie świata,
która w zależności od sytuacji umila lub utrudnia życie…na pożegnanie
wręczyła dziwne coś – obraz ze skóry, drzewo, ciemne niczym z
Zakazanego Lasu w Harrym Potterze.

odliczam dni do wyjazdu w góry, byle do piątku i wszystko inne zostaje
w tyle. wyjazd zupełnie nie planowany, acz wyczekiwany. niezbędne dla
równowagi ładowanie akumulatorów. gdzieś po drodze są wykłady
kursanckie – dumnie brzmi kurs przewodnika górskiego, aczkolwiek jest
to bardziej przyjemny sposób spędzenia wolnego czasu niż coś innego,
organizatorzy w chwili obecnej spisują się tak sobie, wycieczek jest
sporo i chyba dlatego mają chętnych. 3/4 uczestników stanowią studenci
trójmieskich uczelni, którzy jak to typowi studenci odbębniają
bezmyślnie kolejne spotkania, głosu z siebie nie wydając w celu zadania
pytania. dziś ktoś oderwany od remontu mieszkania miał opowiadać o
ochronie przyrody, a skończyło się na obietnicy przesłania skryptów w
kótrych będzie to wszytko, czego zajęty kafelkami w łazience i panelami
podłogowymi pan wykładowca nie zdołał nam przekazać…wypełniaczem
czasu miał byc pokaz slajdów,ale sprzęt odmówił współpracy. skończyło
się wstydem ogranizatorów i kursanctwo poszło do domu.

telefon zadzwonił…
pa.