skleroza nie boli

ciągle zapominam jakie mam hasło do panelu administratora na tym blogu, prawie wszędzie mam jedno i to samo i tu też chciałam, ale maszyneria nie pozwoliła. tak więc co i raz łapię się na nerwowym przpominaniu…podobnie bywa przy bankomacie. kodu do połączeń telefonicznych zewnętrznych z pracy nie umiem sobie przypomnieć inaczej jak wstukując go w słuchawkę, niejednokrotnie budzi to śmiech lub popłoch w zależności od sytuacji…kartę mi już raz ściana zjadła. akurat przy banku, ale i tak oddali po dwóch dniach.
o wieczorku Marzana napisał już Kiszczak, ze swej strony dodam tylko, że gdyby nie obecność znajomych i wiersze Artura, które lubię byłoby nudno. może to miejsce, może brak wina wspomniany już przez Pułkownika, a może arogancja kolegi Majera zaowocowały kilkoma scenicznymi komentarzami, które wielce oburzyły tych co przed nami siedzieli. cóż ma publiczność powiedzieć, gdy taki Majer swoimi pseudointeligentymi stwierdzeniami – zapomniał zabrać słownik wyrazów obcych rzuca niczym z rękawa. niestety nie ukryło to marności wierszy. po wieczorku poeci poszli pić w własnym gronie, my herbatkę sączyliśmy w domowych pieleszach.

w poniedziałkowe popołudnie odbyło się wreszcie spotkanie ekipy, która przygotowywała finał WOSP na Morskim Okiem, plany i refleksje przewijały się niczym obrazki w kalejdoskopie. postaram się wrzucić w linki galerie z fotkami oraz relację jak już ją w końcu napisze…stanowczo brak mi czasu na kilka rzeczy w tym solidne wyspanie się. propozycje wyjazdów i wycieczek rozmaitych sypią się gęsto. na dziś na 3 dni urlopu do wykorzystania… chyba w góry sobie pojadę. ktoś chętny? tak na 5 dni w sumie, łącznie z weekendem.

to jest dobra myśl. taaaak, w góry pojadę!!